Parafia Podwyższenia Krzyża Świętego w Hajnówce w tym roku świętowała 100 lat istnienia. Przy takich okazjach mówi się wiele o świątyni, o pracujących kapłanach, ale 100 lat parafii to przede wszystkim mnóstwo ciekawych historii zwykłych ludzi, którzy tworzą parafię i nie można o nich zapominać, bo Kościół to przecież wspólnota wierzących. W czasach, gdy świat zmienia się w zatrważającym tempie, ze świecą można szukać ludzi, który pozostają wiernie przy jednej posłudze kilkadziesiąt lat! Pan Bogumił Drewnowski z parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Hajnówce służy przy ołtarzu już od 70 lat.
70 lat ! Kawał życia ! Proszę opowiedzieć jak zaczęła się pana historia ze służbą przy ołtarzu.
Moja przygoda zaczęła się tak, że mamusia uszyła mi komże i tak wiosną 1953 r. z wielką radością i dumą, pierwszy raz poszedłem z tą komżą pod ręką do kościoła. Miałem wtedy ledwie 7 lat, dopiero miałem pójść od września do pierwszej klasy, ale nikt nie widział w tym przeszkody. Wziąłem przykład ze starszego brata, który też był ministrantem.
Czy były wtedy jakieś zbiórki dla ministrantów, ktoś przygotowywał do służby?
Tak, mieliśmy zbiórki cotygodniowe na których ksiądz i starsi ministranci przygotowywali nas do służby.
Trudno było nauczyć się służenia do Mszy w starej przedsoborowej formie?
Tak, na pewno przedtem było trudniej służyć niż dzisiaj. Trzeba było być bardzo skupionym na Mszy. Trochę czasu zajmowało opanowanie wszystkich odpowiedzi po łacinie.
A pamięta pan jakieś do dzisiaj?
Oczywiście, np. „Sursum corda” – „Habemus ad Dominum”, „Gratias agamus ad Dominum Deum Nostrum” – „Dignum et iustum est”.
Czy przez te 70 lat, był jakiś czas przerwy od służenia do Mszy?
Jedynie dwa lata zasadniczej służby wojskowej, ale i tak nie był to czas całkowitej przerwy, bo służyłem, gdy przyjeżdżałem np. na przepustkę.
A gdy pojawiła się w pana życiu żona, nie miała pretensji, że mąż nie stoi u jej boku w kościele tylko przy ołtarzu?
Wręcz przeciwnie, gdyby nie wielkie wsparcie i determinacja mojej żony dla tego co robię, pewnie dzisiaj nie byłoby mnie tu gdzie jestem.
Ważnym wydarzeniem w karierze ministranckiej na pewno był kurs lektorski?
Tak, od 1 października do 17 grudnia 1972 r. brałem udział w kursie lektorskim w Bielsku Podlaskim. Był to bardzo dobry czas. Z tego kursu wyszło wielu wspaniałych lektorów, a nawet kilku księży.
Czy pan wykształcił jakichś swoich następców ?
Zawsze uważałem, że nie powinienem się wtrącać w pracę księży wikariuszy, w ich kompetencje, bo to oni sią odpowiedzialni za Służbę Liturgiczną w parafii, ale kiedy tylko mogłem to zawsze dawałem jakieś podpowiedzi młodym ministrantom.
Czy któryś ksiądz szczególnie dobrze działał w tym kierunku?
Myślę, że każdy z księży, których spotkałem w naszej parafii pracował i starał się na tyle, ile potrafił.
Czy przyszła kiedyś myśl o rezygnacji, o odejściu na ministrancka emeryturę?
Nie. Od służenia przy ołtarzu nie ma emerytury. Powiedział mi to kiedyś ks. Piotr Bury, gdy był u mnie na kolędzie i jak najbardziej się z tym zgadzam. Dopóki Pan Bóg da siły, chciałbym służyć kapłanowi przy ołtarzu Pańskim. Widzę wiele łask w moim życiu płynących od Pana Boga, bez tego nie dałbym rady.
Czyli Panu Bogumiłowi trzeba życzyć przede wszystkim sił i zdrowia, a czego pan życzyłby młodym, zaczynającym dopiero karierę ministrancką?
Wytrwałości. Wytrwania w postanowieniu, że skoro przyszli służyć Panu Bogu, to niech wytrwają.
Na zakończenie proszę powiedzieć czy są jakieś słowa, które szczególnie inspirowały i prowadziły pana przez te 70 lat służby przy ołtarzu?
Przychodzą mi do głowy słowa psalmu: „Wierzę w Boga, tym się chlubię, chociaż myśl przed Panem gubię, choć ciernista życia droga, duch mój ciągle szuka Boga”.
Wywiad przeprowadził ks. Rafał Oleksiuk